Dzięki rodzicom Janka zostaliśmy zaproszeni na bal karnawałowy do hospicjum. I tu po raz pierwszy zemściło sie na mnie myślenie stereotypowe, gdyż dużo wcześniej przy jakiś porządkach spakowałam elegancko wszystkie stroje karnawałowe po Maksiu i oddałam w "dobre ręce". Przepraszam cię Tymciu ale pomyślałam że tobie co jak co ale przebrania supermena, liska, pirata, aniołka..itp poprostu do niczego sie nie przydadzą. Tak więc gnana wyrzutami sumienia i zbliżajacym się terminem balu przemierzyłam wzdłóż i wszerz wiele galerii handlowych. W efekcie końcowym przebraliśmy Tymcia za uroczą pszczółkę i hopla na bal. Ale zaraz po przestąpieniu progu sali balowej myśleliśmy, że już po balu! Tymcio rozpłakał się mocno i jeszcze mocniej zacisnął powieki...koniec imprezy Tymka nie ma. Ale, ale po kilku minutach ciekawość dwulatka zwycięzyła:) Najpierw jedno oczko potem drugie i Tymko wrócił na bal. Było pięknie - dzieciaczki kolorowo i pomysłowo poprzebierane, dużo wesołej muzyki, zabawne konkursy, zero wpatrywania się w nas jak w kosmitów;) aż żal było kiedy bal się zakończył. Tymko bardzo zadowolony wrócił z całym bagażnikiem kolorowych baloników a my z nowym doświadczeniem. Wszystko jest dla ludzi nawet dla tych bardzo chorych!