Luty 2013 i awaria respiratora!

Respirator to tylko maszyna - ma prawo się zepsuć, wyłączyć bez powodu lub po prostu nagle bez ostrzeżenia przestać działać. Tak też stało się pewnego lutowego dnia z Tymciowym respiratorem. Mama i tata tego dnia musieli pilnie wyjść, więc przyjechała babcia Tymka i została ze swoimi wnukami.

KIedy nadszedł czas Tymkowej drzemki, babcia ułożyła wnusia do spania, nakarmiła, odessała, podłączyła pulsoksymetr i czekała aż maluszek przyśnie. Kiedy akcja spadła i dziecko spokojnie zasnęło, babcia zajęła się starszym wnukiem. Ale gnana jakimś przeczuciem weszła do sypilani i zerknęła na Tymka. A Tymko przybrał odcień twarzy nieco sinawy i gwałtownie łapał powietrze buzią...Babcia szybko zerknęła na respirator - a ten po prostu przestał pracować! Adrenalina i jakaś nieziemska siła rzuciła babcię do działania. Wrzasnęła na Maksa żeby brał szybko ambu i wentylował Tymcia a ona sama zaczęłą trząść respiratorem i zaklinać go do działania!

Maszyna po długich kilku minutach ruszyła pompując powiterze w przeciwieństwie do babcinowego serca, które tego dnia mało nie stanęło.... Konsekwencją tego wydarzenia było oddanie naszego respiratora na przegląd, zamontowanie u nas zastępczej maszyny i podwojenie naszej czujności. A babci i Maksowi niewątpliwie należy się medal i tytuł bohatera roku.

Reasumując: okazało sie , że respirator stanął sam z siebie, bez żadnej konkretnej przyczyny. A pani doktor podsumowała to tak: Takie wydarzenia pobudzają waszą nieco uśpioną czujność!