Szpitalne story - czerwiec 2013

Kiedy wychodziliśmy ze szpitala we wrześniu 2012 r. na dowidzenia pani doktor z oddziału pożegnała nas niezbyt optymistycznym stwierdzeniem - do zobaczenia wkrótce, pamiętajcie to jest "dziecko szpitalne" niedługo czy chcecie czy nie chcecie wrócicie do nas...

Bardzo nie chcieliśmy i naprawdę długo nam sie to udawało. Ale przyszedł dzień kiedy potrzebowaliśmy medycznej pomocy dla Tymka. Ale i tak nie stało się  to wkrótce po wyjściu, tylko daleko, daleko później:) Tymcio miał dość wysoką temperaturę, która okazała się mocno oporna na obniżanie zwykłymi lekami z apteki. Po konsultacjach z naszą panią doktor, jedziemy na OIOM do szpitala na Polankach. A tam porobiono Tymkowi mnóstwo badań, prześwietlenie i bacznie obserwowano. CRP miał 11, więc nie było dramatu, ale gorączka nie spadała. Po trzech dniach Tymcia wysypało i wszyscy odetchnęli - to było coś w rodzju tzw. trzydniówki. Dobrze się stało, że odwiedziliśmy szpital bo przy okazji wyników gazometrii okazało się , że Tymko ma za mało dwutlenku węgla  we krwi. Niby nic grożnego ale na dłuższą metę może się to nieładnie zemścić na stanie zdrowia naszego synka. Trzeba zmienić ustawienie parametrów na respiratorze. Wirus po mału odchodzi w zapomnienie ale zaczynają się kłopoty z wentylacją. Tymko bardzo się buntuje po zmianie parametrów na respiratorze, spada mu saturacja a akcja jest na poziomie 150. Wracamy do domu i po  nieprzespanej nocy (Tymek całą noc "walczy" z respiratorem, znowu ma gorączkę) jedziemy spowrotem na OIOM szpitala na Polankach. Lekarze nie mają dla nas dobrych wieści, musi się Tymcio przemęczyć na tych ustawieniach aż się podda i je zaakceptuje. Trwa to dla nas nieskończenie długo - patrzeć na dzieciaczka i jego męczarnie i nie móc mu zupełnie pomóc - to istna tortura dla rodzica. W końcu i przez to udało nam się przejść cało i Tymcio po mału akceptuje zmiany i dochodzi do siebie....